O bułce z masłem :)

21 Maj

Mówi się ‚szczęście głupca’, lub ‚fart początkującego’. Jak zwał tak zwał ale albo my nie jesteśmy głupi albo początkujący albo jedno i drugie bo szczęście nas ewidentnie opuściło.

Zaczęło się od Armenii. Zaprzyjaźniony Grek miał nam załatwić bilet lotniczy do Uzbekistanu plus zaproszenie potrzebne do uzyskania wizy. Nie powiem żeby zapadł się pod ziemię bo często utrzymywał z nami kontakt. Problem jest tylko taki że pewnego dnia facet przestał się odzywać, a o pieniądzach i biletach również słuch zaginął. 300 dolarów zrobiło pa pa a i wiza do Uzbekistanu również stoi pod znakiem zapytania. Podobno za hotel też nie zapłacił. Podobno armeńska policja go ściga. Ja dzięki temu mam skan jego paszportu ale mogę sobie z niego zrobić tylko tablicę do gry w darta, z dziesiątka wycyrklowaną centralnie w jego czoło. Cóż, marne to pocieszenie ale zawsze coś.

W Azerbejdzanie miało być łatwiej. Miały być bankomaty z dolarami, otwarte ambasady i prom drugiego dnia.

Zaczęło się od tego że do centrum Baku przyjechaliśmy w poniedziałek zamiast zaplanowanej niedzieli. Niby mała różnica ale już na wstępie mieliśmy jeden roboczy dzień w plecy. Zamiast spędzić go produktywnie w ambasadzie, ganialiśmy jak króliki po uliczkach starego Baku w poszukiwaniu bankomatu wypłacającego dolary. Ten jeden jedyny co był, wypłacał bardzo małe pliki gotówki rujnując nas na prowizji po czym przy kresie swoich sił ostentacyjnie wciągnął naszemu koledze kartę bankomatową.

Ambasada Uzbecka była zamknięta. Następnego dnia przyjmowała nie w tych godzinach co trzeba. Dużo łatwiej poszło nam w ambasadzie Kazachstanu. Wizę nam dadzą, a i owszem ale dopiero na piątek. Dzwonię do Pani z promu. A ta krzyczy do słuchawki że tak jak stoję mam jechać i kupować bilet na prom bo dzisiaj będzie i tylko dzisiaj a potem kiedy to już nie wiadomo. Tyle tylko że dalej nie mam kazachskiej wizy potrzebnej żeby wpuścili nas na prom.

Zostajemy a raczej utkneliśmy w Baku do piątku. Wizy uzbeckiej nie załatwimy przez parę dni, to przepadło. Prom również odpłynął bez nas na pokładzie.

Kolejnego dnia wracamy do bankomatu. Nauczeni doświadczeniem idziemy do innego. Wklepuje PIN, kwotę, maszyna coś mieli po czym wypluwa… samą kartę bez pieniędzy i potwierdzenia. Następnego dnia wieczorem przychodzi wyciąg bankowy. 500 dolarów ściągnęli mi z konta, te same 500 dolarów których de facto nie mam. Plus rujnującą prowizję. Brak gotówki, zrealizowana transakcja, zamknięty bank na weekend, to jak wiadomo, szczególnie za granicą, dość duży problem.

Utkneliśmy w Baku do kolejnego poniedziałku aż coś może się otworzy. Zaczynam się histerycznie śmiać. Nawet nie będę dzwonić do kobity co zarządza sprzedażą biletów na prom w obawie że kolejny właśnie przepływa nam przed nosem, i tak nie ruszę się nigdzie bez pieniędzy.

W poniedziałek składamy reklamację. Potem dzwonię do szefowej wszystkich szefów a ta krzyczy że tak, prom będzie i żeby jechać kupować bilety. Już! Na szybko przyjeżdżamy do portu i jest, pierwszy sukces! Mamy bilety w ręku! Radość jednak trwała krótko bo okazało się że ten port w którym właśnie jesteśmy to jest port, a jakże, ale to nie TEN port! TEN nasz port jest oddalony od nas o skromne 80 km i można dojechać tam tylko taksówką, najlepiej za pieniądze których nie wypluł nam bankomat!!!

Z pomocą przychodzi taksówkarz. Turystom da dobrą cenę o jakieś 50% zawyżoną w stosunku do ceny dla lokalsów. Najpierw chce nas okantować na 30 manatów. Potem na mniej. W akcie desperacji zdając sobie sprawę że my naprawdę mamy jakieś resztki gotówki schodzi z ceny na 20 manatów. Szybka akcja, umawiamy się że pojedziemy po nasze bagaże, da nam 15 min na spakowanie się, poczeka i jedziemy dalej. W domu w pędzie wrzucamy do plecaków co leci pod ręką, zbiegamy na dół a tu… facet odjechał. Tak nas sobie zostawił co by nie było nam za prosto w życiu. Zaczyna się walka z czasem i kolejnym taksówkarzem, który widząc że jesteśmy turystami chce nam dać super konkurencyjną cenę.

Co ciekawe, lokalni ludzie słysząc że jesteśmy z Polszy kantują nas o jakieś 20 procent mniej niż pozostałych turystów, ot tak z sentymentu dla braci z Polski. Ta gra w targowanie, słowne przepychanki i sprawdzian siły psychicznej zawsze mnie obrzydza. Im dłużej jednak podróżuje tym bardziej rozumiem że każda ze stron stara się wygrać na poczet przetrwania, raz będąc przy głównym stole rozgrywek a raz znajdując swoje nazwisko w menu. Ani ja nie jestem uprzywilejowana jako turysta, ani oni. Każdy walczy jak może i różne chwyty są dozwolone. I tak się stało, że akurat teraz my znaleźliśmy się na karcie dań. Mam tylko nadzieję, że w Kazachstanie los się do nas uśmiechnie.

Agata

Jedna odpowiedź to “O bułce z masłem :)”

  1. Maciej Mikucki 28/08/2015 @ 2:22 PM #

    a poprosimy o jakieś fotki z Baku – byliście na starym (tym najstarszym) mieście?

Dodaj komentarz