Archiwum | Przed podróżą RSS feed for this section

Ziemia Ognista

24 Lu
Do dziś pamiętam spotkanie z polarnikiem Markiem Kamińskim. Nie tylko zdobył oba bieguny Ziemi ale i przeszedł pustynię Gibsona w Australii. Ktoś z publiczności zadał mu pytanie, które warunki są trudniejsze dla człowieka. ‚Zimno oczywiście. W ekstremalnych temperaturach to właśnie zimno nie znosi pomyłek. W upale masz około 1.5h na ogarnięcie się i zweryfikowanie swojego działania. W lodowatej temperaturze masz raptem 15 min. Potem już tylko śmierć.’

Zapadło mi to mocno w pamięć i przypomniało się akurat jak byliśmy w Patagonii. Bo Patagonia i Ziemia Ognista jest ognista tylko z nazwy. Temperatura w lecie za dnia sięga plus 15 stopni. W nocy niestety dużo mniej. Do spania zakładałam na siebie dosłownie wszystko co było pod ręką- dwie czapki, 3 pary skarpetek, dwie pary spodni, dwie pary rękawiczek, kurtkę a i pewnie przykryłabym się Tomkiem gdyby ten nie odmówił współpracy, szczelnie zawiniety we własny kokon. Zimno było wstrętne. Za dnia przy marszu człowiek się rozgrzał, czasami i słoneczko dopisało ale noc była koszmarem. Tomek niejednokrotnie  próbował ratować sytuacje ciepłą herbatą o 3 w nocy ale i ona działała na krótko. Co tu dużo mówić, 5 stopni w namiocie było po prostu bolesnym przeżyciem.

Za to za dnia, przemarznięte noce rekompensował wiatr. Wiało tak, że urywało łeb w związku z tym o dyskomforcie zimna człowiek bardzo szybko zapominał. Momentami wiatr był taki, że nie mogłam w ogóle iść, czasami musiałam trzymać się Tomka żeby mnie nie zwiało ze szlaku a w innych momentach zastanawialiśmy się nad wrzuceniem kamieni do mojego plecaka jako dodatkowego balastu dociążającego. Bardzo pomocne okazały się kijki trekkingowe. Nie tylko świetnie spisały się odciążając kolana ale i pomagały przy utrzymaniu równowagi gdy podmuchy wiatru niespodziewanie uderzały z różnych stron. Na dodatek trzeba było pilnować naszego dobytku. Tomkowi notorycznie zwiewało okulary z nosa, czapkę z głowy a paski od plecaka chlastały nas po twarzy. W nocy ściany namiotu składały się na pół, biły po głowie po czym z impetem wystrzeliwały jak popcorn by powrócić na swoją pierwotną pozycję. Wiatr w Patagonii był naprawdę niezłym wyzwaniem.
Skąd zatem przy takim wietrze i takiej temperaturze nazwa Ziemia Ognista? Ano, nie ma nic wspólnego z warunkami atmosferycznymi. Musimy się cofnąć aż do czasów Magellana, którego załoga, zdobywając tamtejsze tereny widziała poświatę i ogniste wybuchy znad lądu. Światło prawdopodobnie pochodziło od ognisk palonych przez Indian Ona, zamieszkujących to miejsce i dzielnie broniących swoich terenów przed inwazją kolonizatorów. Jak wiemy z historii, nie odstraszyło to ich jakoś specjalnie ale i nas warunki pogodowe też nie zniechęciły. Patagonia ma znacznie więcej do zaoferowania niż mróz i wiatr ale o tym już niedługo.

Agata

Glacier Grey Chile

Sprzęt na wyprawę dookoła świata

8 Wrz

Jako że pogoda na świecie jak wiemy bywa różna a podróżowanie zazwyczaj wiąże się z przekraczaniem wielu stref klimatycznych, logistyczne ogarnięcie i przygotowanie naszych plecaków a właściwie tego co się ma w nich znaleźć było jak dla mnie największym dotychczasowym wyzwaniem.

Wiązało się to z godzinami spędzonymi przed komputerem, czytaniem rankingów, blogów porad itp. Itd.

Kolejne godziny spędziłem w sklepach turystycznych bo mam taki charakter, że jak nie dotknę i nie zobaczę to nie uwierzę. A może wynika to z tego, że mam Tomasz na imię 😉

Przejdźmy jednak do rzeczy czyli co po kolei zabrać ze sobą. Maksymalnie co postanowiliśmy ze sobą dźwigać to 15 kg – cięższy plecak przy dłuższym użytkowaniu jest zwyczajnie męczący a w takich Himalajach potrafi dać nieźle popalić, zatem 15 kg to wg mnie absolutne maximum i mówię tu o swojej osobie bo dla żonki wyznaczyliśmy limit 12 kg. Jakby tak przeliczył to na wagę ciała to wychodzi że ona ma gorzej ale fakt że twarda z niej sztuka bo taki plecak to ¼  jej wagi.

  1. Plecak : Deuter AirContact. Świetny plecak transportowy z niesamowicie wygodnym systemem nośnym variflex. Koszt około 900 zł
  2. Śpiwory: LaFuma warm’n light puchowe o wadze około 600g sztuka, z temperaturą komfortu około 5 stopni ale przyznam, że wcale tak komfortowo nie jest i trzeba się w nich ciepło ubierać przed snem jeśli temp jest bliska 0. Niestety coś za coś, ciepłe śpiwory zazwyczaj maja około 1kg co dla nas było stanowczo za dużo. Koszt śpiworu to około 400 zł
  3. Namiot : Nemo Morpho 2p z pompowanymi poduszkami zamiast stelaża. Jest to namiot jednowarstwowy i przyznam że pomimo korzystania z niego w tropikach gdzie lały się na niego wiadra wody z nieba dał radę i chyba spełnił pokładane w nim oczekiwania. Waży raptem 2 kg a rozłożenie go to jakieś 5 min roboty. Ma bardzo dobra wentylację no i miejsca wystarczy na 2 osoby z plecakami więc jest dobrze. Koszt 1800 zł
  4. Karimaty : Nemo ZOR 20R. Świetna dmuchana karimata o wadze 400g. Koszt 300 zł
  5. Kuchenka: JetBoli Ti SOL która dopiero zostanie przetestowana w Patagonii więc damy znać jak poszło ale wszyscy chwalą sobie ten produkt. Koszt 450 zł i to chyba jej największa wada
  6. Bukłaki na wodę o pojemności 2L Osprey. Szczególnie przydatne przy długim trekkingu. Koszt około 100 zł
  7. Kijki trekkingowe: nasze to LEKI- znana i sprawdzona firma (niestety chyba przy okazji najdroższa). Udało nam się kupić kijki z dużym rabatem około 50 % więc ja np. za swoje karbonowe zapłaciłem ‘tylko’ 300 zł.

Tak wygląda niezbędny a raczej podstawowy ekwipunek każdego kto chciał by się poszwędać po świecie i nie kręcą go resorty 5 gwiazdkowe ani szwedzki stół na śniadanie.

To niestety tylko część rzeczy które potrzebujemy ze sobą zabrać. Oczywiście możemy zrezygnować z kijków czy bukłaków na wodę ale takie rzeczy jak lekki namiot czy dobry śpiwór będą nam niezbędne.

Do podanego ekwipunku musimy dodać jeszcze całą listę pozostałych różnych różności które będziemy ze sobą taszczyć jak np. : nóż (najlepiej multitool), sztućce (nasze są ze stali lotniczej bardzo lekkie), latarka, apteczka (o tym później bo to ważny temat).

No i ostatnia rzecz która zdecyduje o tym czy będzie nam komfortowo w czasie podróży to oczywiście ciuchy (nie możemy wziąć dwóch walizek na kółkach). Ich wybór jest chyba trudniejszy niż się zdaje, musimy przede wszystkim mieć rzeczy na każdą porę roku czy to ciepło czy zimno. O ile łatwiej jest się spakować w tropiki bo tam w sumie krótkie spodnie i koszulka to i tak nadmiar o tyle problem powstaje przy strefach gdzie klimat a raczej temperatury są mocno zróżnicowane jak np. wspomniane Himalaje gdzie w ciągu dnia na wysokości 4000 m będzie około 20 stopni i słoneczko a w nocy temperatura spokojnie spada poniżej zera. Wodoodporna kurtka i porządne spodnie to absolutna podstaw, obowiązkowo dobre buty za kostkę no i oczywiście ubieramy się na cebulkę. Rękawiczki, czapka, kalesony to takie kolejne niezbędniki. Dobór ciuchów jednak zostawiam wam bo nawet jak zmarzniecie to najwyżej kupicie sobie jakiś ciepły miejscowy sweter poza tym przy długim podróżowaniu należy raczej nastawić się na kupowanie pewnych rzeczy po drodze aby zbytnio nie obciążać plecaka.

Jak zdecydować ile tego wszystkiego ze sobą zabrać? Przecież 7 x podkoszulki, spodni 4 pary,  majtek 7 sztuk itd. raczej się nie da więc proponuję spakować plecak w niezbędny sprzęt który chcemy wziąć, postawić go na wagę i założyć sobie jakiś limit jak chociażby u nas- ja mam max 15kg. Potem trzeba zobaczyć ile to łącznie waży a to ile kg nam zostało można dopakować niezbędnymi ciuchami. Wierzcie mi nie będzie to proste i zacznie się metoda eliminacji ale podróżowanie to przecież sztuka kompromisu 😉

Mam nadzieję że tym którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę troszkę pomoże ten wpis i łatwiej będzie im ogarnąć przygotowania do podróży. Pamiętajcie też że w dobry sprzęt warto zainwestować bo raz że zazwyczaj mniej waży dwa jest bardziej wytrzymały i będzie wam służył latami. Tanie rzeczy sprawdzają się na biwakach ale przy poważnych wyzwaniach potrzebujemy poważnego sprzętu, który pozwoli nam jeszcze bardziej cieszyć się ze zdobywania i poznawania świata oraz jego żywiołów.

Na koniec kilka gadżetów w które my postanowiliśmy się wyposażyć a które może przypadną wam do gustu :

  1. Letherman Skeletool CX prezent od kochanej żony + komplet końcówek (oj przydatne). Polecam jako facet     http://www.leatherman.com/19.html
  2. Kamerka GoPro Hero 3- rewelacja w każdych warunkach
  3. Jeszcze nie komputer ale już wygodne urządzenie do pisania bloga i nie tylko czyli Samsung Note 3 (bo jakoś nie wyobrażam sobie taszczenia ze sobą laptopa)
  4. Kompas : to już do wyboru do koloru ale fajnie jest mieć
  5. Life Straw czyli słomka życia. Jeszcze nie testowana ale filtruje do 1000 l wody i oczyszcza z 99 % nieczystości. Postanowiliśmy zabrać tak na wszelki http://www.buylifestraw.com/products/lifestraw-personal
  6. Pasy na dokumenty Sea to Summit- naprawdę warto zabrać coś takiego dla bezpieczeństwa
  7. Pen Drive Corsair Survivor czyli taki co to dużo może wytrzymać 😉
  8. Latarka Mactronic- niesamowita moc jak na taką wielkość. Posiada kilka opcji wraz z nadawaniem S.O.S. Szczerze polecam, zwłaszcza że to rodzimy wyrób polski http://www.mactronic.pl/pl/products/mx/1943/latarka_black_eye_780lm_ladowalna/8753.html
  9. Ręczniki szybkoschnące Sea to Summit
  10. Gwizdek tytanowy- to tak w sumie nie wiem po co ale fajny, lekki, głośny i może kiedyś się przyda (ale oby nie)
  11. Polecam karabińczyki z taśmą, takie wspinaczkowe, co to łatwo i szybko można tym spiąć plecaki czy przypiąć na dachu autobusu do rurki co by ich po drodze nie zgubić
  12. Poduszki do namiotu- jak najlżejsze bo czasem jednak fajnie jest nie zasypiać na kawałku bluzy pod głową tylko namiastce poduszki (chyba taki atawizm)

Udanych zakupów! 🙂

Tomek

Tarahumara

2 Wrz

Tarahumara lub Raramuri, czyli ci co biegają szybko. To plemię zamieszkujące Barranca del Cobre i ludzie których mogliśmy poobserwować będąc w Creel. Najłatwiej rozpoznać kobiety, bo ubrane są w jaskrawe spódnice i bluzki, z ramionami przykrytymi równie kolorową chustą. Mężczyźni ubrani są bardziej po naszemu, ale zarówno panie jak i panowie noszą bardzo charakterystyczne sandały, czyli skórzane paski przyłatane do podewszy i zawijane w charakterystyczny sposób dookoła palców u stopy.

Plemię znane jest z umiejętności przebiegania bardzo długich dystansów bez najmniejszej zadyszki. Długich, czyli mam na myśli bieg około 20h non stop. Nawet dzisiaj, raz do roku w miejscowości Urique odbywa sie ultra maraton, czyli 70 km bieg poprzez tereny Barranca del Cobre. Nie trzeba wspominać, że wyposażeni w przestarzałe sandały (opcja na wypasie ma podeszwę z gumy) Tarahumara wyprzedza na miękko tych ‚odpowiednio’ przygotowanych w Adidas, Asics i tym podobne.

Mimo stałego napływu turystów którzy nawiedzają region, odnieśliśmy wrażenie, że Tarahumara są mocno odizolowani od otaczającej ich rzeczywistości. Mają inna kulturę, inny język i nawet po hiszpańsku znają tylko parę słów. Mieszkają w okropnej biedzie, w chatkach skleconych z dykty, albo w domach wykutuch w skałach. Zarabiają sprzedając piękne rekodzieła, głównie plecione kosze lub drewniane ozdoby.

Do nas biegły głownie dzieci i od razu padało słowo ‚kup’, lub ‚peso’. Tylko te dwa słowa, żadnego innego. Małe dziewczynki potrafiły natarczywie stać przy nas przez dłuższy czas, starając się wymusić w jakimś stopniu pieniądze. Dorośli natomiast przenikali przez miasteczko, uciekając przed obiektywem aparatu i jego właścicielem- gringo. Musielibyśmy zostać na dłużej w Creel, żeby bardziej zrozumieć i poznać ludzi Tarahumara, a na to niestety nie mogliśmy sobie pozwolić.

Zdjęcia poniżej sa zrobione mimo chodem. Tak, że niby nikt nie miał aparatu. Inaczej niestety się nie dało.

Agata

20130901-222246.jpg

20130901-222329.jpg

20130901-222405.jpg

20130901-222442.jpg

20130901-222506.jpg

20130901-222546.jpg

20130901-222639.jpg

Łódź-Warszawa-Dublin-Nowy Jork

15 Lip

Dzień wylotu.

Lekki stres. Wszystko zostaje za Nami. Nie jesteśmy parą dwudziestokilkuletnich studentów, która beztrosko bierze sobie urlop dziekański i jedzie się na chwilę zabawić.

Dotychczasową pracę rzuciliśmy. Mieszkanie- wynajęte. Przelewy i opłaty za rachunki- ustawione. Samochód i inne niepotrzebne graty- sprzedane. Własne rzeczy popakowane w torby i kartony- oddane do Rodziców. Sczepienia- zrobione. Parę rzeczy typu plecaki- dokupione. Pełnomocnictwa na wszystkie formalności- spisane. Cała papierologia oddana w ręce przyjaciół, którzy nie wiedząc co ich czeka zdeklarowali się wziąć pieczę nad dorobkiem, który zostawiliśmy w kraju.

Bilet w jedna stronę. Żadnego planu podróży, poza tym, że najpierw będziemy pracować, zobaczymy ile uda nam się zaoszczędzić i jak będzie wyglądała nasza sytuacja. Jeśli dobrze, ruszamy. Przed siebie, jak nam się spodoba, bez planu, bez ograniczeń czasowych. Wolność. Chyba to za nią tak biegniemy 🙂

A na lotnisku proza życia- na 1h przed odlotem dzwoni lokator, że piec nie działa, nie ma ogrzewania, ciepłej wody itd… Ostatnie telefony do fachowców, gwarancja, cena itd…W tej kwestii odległość pewnie przysporzy nam więcej problemów niż korzyści. Trudno. Klamka zapadła 🙂

Agata

Czyli o tym jak zacząć podróżować

15 Lip

Podróżowanie zaczyna się bardzo prosto. O ile tak naprawdę się chce. Zamiast poświęcać energię na wyliczanie argumentów dlaczego nie możemy pojechać, lub co nas zatrzymuje (‚bo teraz mam pracę i perspektywy’, ‚bo mieszkanie trzeba spłacić’, ‚bo za starzy jesteśmy’, ‚bo powiedzą, że trzeba przestać się wiecznie bawić i zacząć żyć’ itd), trzeba skoncentrować się na wymyśleniu jak największej ilości argumentów dlaczego trzeba pojechać i jak to zrobić. I jak jest lista ‚dlaczego i jak’ to dalej jest już z górki 🙂

„Dlaczego” było zawsze dla Nas banalne- ciągnęło Nas do świata, do tego żeby go zobaczyć i posmakować i żeby za 40 lat móc powspominać emocje, ludzi i krajobrazy. Nie sądzę, żebym w ostatniej godzinie życia miała wracać do chwil zakupu nowego laptopa lub telewizora 🙂

Więc kwestii „Dlaczego’ nie poświęciliśmy dużo czasu 🙂

A ‚Jak”? Jak wszyscy do tej pory- oszczędzanie, zmiana priorytetów, ciężka praca i… oszczędzanie 🙂 Skończyły się kaweczki na mieście, restauracyjki i inne rarytasy. Ale jakoś obeszło się bez bólu. Kwestia co za taka kawę można sobie zafundować na Kubie czy w Meksyku.
Szybko się jednak okazało że to „Jak” jest w Polsce, przynajmniej dla Nas, bardzo trudne do zrealizowania. Po odrobieniu zadania z matematyki, przeliczeniu oszacowanych kosztów podróży, obecnych zarobków wyszło nam, że czas który poświęcilibyśmy na oszczędzanie byłby zdecydowanie za długi. Do tego jeszcze masa innych zobowiązań finansowych i kupionych marzeń, które zafundowaliśmy sobie przed wyprawą a z których nie chcemy zrezygnować.

Szybka decyzja- trzeba pojechać gdzieś, gdzie zarabia się lepsze pieniądze. Gdzie przelicznik z jednej waluty na druga będzie na naszą korzyść. Palcem po mapie, i cóż, na 27 listopada 2012 roku mieliśmy kupione bilety do New York City…

Agata